wczasy, wakacje, urlop
06 czerwca 2012r.
Mniej udaną pozycją Salińskiego jest opowieść o latarni morskiej MDK-IV, od jedenastu dni i nocy atakowanej przez huraganowe nawałnice 149. Młody latarnik Pietrek musi wysłuchiwać bredni pijanego do nieprzytomności starego Kraba, jak zarznął kiedyś swoją kochankę. Krab chichotał skrzekliwie, a Pietrkowi wyłaniały się z przepaści wspomnień strzępy snów dzieciństwa — skojarzył, że kochanką Kraba była jego matka. Lichtarzem trzasnął w łysinę starego, i zabił. Odrzucił kołdrę z trupa i dostrzegł na jego piersi znamię, takie, z jakim narodził się on sam. Więc to był jego ojciec! Fale wielkiego oceanu zdruzgotały kruchy beton fundamentów latarni, a milion pierwsza fala pochłonęła człowieka... Nowela Henryka Sienkiewicza Latarnik należy do arcydzieł polskiej nowelistyki. Jest to lektura obowiązująca w szkole podstawowej. Wskazówki metodyczne do nauczania języka polskiego w klasie VII zalecają: "[...] Na pierwszej lekcji omówimy problematykę związaną z akcją utworu. Temat formułujemy następująco: »Dzieje Skawińskiego jako przykład tułaczego życia Polaków walczących o wolność swojej ojczyzny na różnych krańcach świata« [...]". Poświęćmy tej noweli i my nie.-co więcej miejsca i uwagi. Utwór osnuty jest, jak podaje w przypisie sam Sienkiewicz, "na wypadku rzeczywistym, o którym w swoim czasie pisał J. Horain w jednej ze swoich korespondencji z Ameryki". Istotnie, Julian Horain jako pierwszy podał tę wiadomość w warszawskiej "Gazecie Polskiej" z dnia 10 lutego 1877 roku. Relację Horaina powtarza Sienkiewicz w Liście Litwosa, datowanym w San Francisco 18 grudnia 1877 roku i drukowanym w "Kurierze Codziennym". Ponieważ jednak Horain znał latarnika osobiście, zamieszczamy poniżej jego korespondencję. Ukazuje ona nie tylko ciężkie życie Polaka-emigranta, ale również ogromną samotność latarnika na bezludnej wyspie: "Gazety nowojorskie donosiły o śmierci ziomka naszego Siella-wy, niegdyś obywatela guberni witebskiej. Poznałem go osobi-ście w czasie pobytu w Nowym Jorku, przeto mogą udzielić kilka szczegółów z jego życia i jeden psychologiczny. S.p. Siellawa (nie wiem jakie miał imię chrzestne) był człowiek wysoko ukształcony, prawy i szlachetny. Miał wszakże jedną dziwną monomanię: wszędzie, gdziekolwiek przebywał, zdawało mu się, że go szpieguje, ściga i prześladuje jeden z rządów europejskich. Stąd też nigdy nie mógł zagrzać na długo miejsca, a nawet z nikim utrzymywać trwałych stosunków przyjaznych. Zdarzało się często, że po kilka miesięcy nie pokazywał się żadnemu z ziomków, i zwykle nie wiedziano, gdzie mieszka. Gnany myślą, że go ścigają i prześladują, po opuszczeniu Europy (zdaje się w roku 1848), zwiedził Przylądek Dobrej Nadziei, Madagaskar, Australię, Amerykę Południową, Środkową i nareszcie Stany Zjednoczone. Powiadał mi nieraz, że za najszczęśliwsze chwile swojego życia uważa tę parę lat, które przebył na międzymorzu Panama, spełniając obowiązek strażnika latarni morskiej, przed portem Colon-Aspinwall. Obowiązkiem jego było, o każdej szóstej godzinie, zapalać lub gasić latarnię. Mieszkał o 10 mil od brzegu, sam jeden wśród morza, na samotnej skale, której przez 26 miesięcy nie opuszczał. Co dwa tygodnie przywożono mu żywność, niekiedy żywe ptactwo lub barana (gdyż w tym klimacie mięso świeże pół dnia nie da się przechować). Raz mu przysłano pakę z gazetami polskimi — i to go wygnało z samotnego raju, w którym żył najszczęśliwszy bez Ewy i węża, jak się sam wyrażał. W liczbie przysłanych książek była powieść Zygmunta Kaczkowskiego Murdelio. Otóż, w pewien mglisty dzień, Siellawa tak się zaczytał przy lampie w owej powieści, że wiecznym prawem zapomniał zapalić lampę latarnianą. "To zmyliło z drogi jakiś okręt, i o mało nie stało się powodem rozbicia. Zaskarżono strażnika, i Siellawa stracił miejsce. Odtąd znienawidził książki, a każdego kogo podejrzewał o złe wzglądem siebie zamiary, nazywał Murdelio. Przesłanie zaś książek przypisywał intrydze... W Nowym Jorku pracował po aptekach. Cierpiąc na bezsenność, używał morfiny, czy innego jakiegoś niebezpiecznego lekarstwa, i tym się podobno otruł. Dopiero w kilka dni po jego śmierci ziomkowie dowiedzieli się o tym i pośpieszyli pochować". Sledząc losy Siellawy, autorowi udało się, dzięki uprzejmości dra Alfreda Berlsteina z Polskiego Instytutu Naukowego w Ameryce, zdobyć notatkę z nowojorskiej gazety, o której to wspomina na samym początku Horain. Notatka ta ukazała się w czwartek 23 listopada 1876 roku w "The New York Times", Oto jej tekst w polskim tłumaczeniu wo: "Śmierć pracownika drogeryjnego. Tajemniczy wypadek zatrucia. Znaleziono nieżywego w łóżku. Farmaceuta, który zamierzał powrócić do Polski. John Biggio, pracownik drogerii należącej do dra R. B. Wilsona, położonej przy Leonard Street 166 idąc rano do pracy, żeby przejąć dyżur po koledze Mieczysławie Siellawie — zdziwił się, że drogeria nie jest jeszcze czynna, chociaż już dawno minęła zwykła godzina otwarcia. Wiedząc, że Siellawa sypiał w pokoju na tyłach, sklepu, Biggio wszedł na korytarz i zapukał głośno do drzwi, ale odpowiedzi nie było. Potem zajrzał przez okno wychodzące na podwórze i dopiero wtedy przekonał się, jaki był powód milczenia kolegi. Siellawa leżał martwy w łóżku Biggio niezwłocznie zawiadomił swego pracodawcę o tym, co się stało i ten natychmiast otworzył drogerię i obejrzał ciało zmarłego, nie znalazł nic, co by wyjaśniało przyczynę śmierci. Koro-ner Woltman, prowadzący śledztwo, polecił swemu zastępcy zbadanie zwłok i ten wydał opinię, że śmierć nastąpiła niewątpliwie na skutek zatrucia kwasem pruskim. Nie ma żadnych dowodów na to, że denat zamierzał popełnić samobójstwo. Siellawa pochodził z Polski, miał lat trzydzieści osiem i był człowiekiem wysoko wykształconym, znającym kilka języków. Przyjechał do tego kraju około piętnaście lat temu i w październiku 1872 roku Nowojorska Izba Farmaceutyczna wydała mu świadectwo asystenta farmaceutycznego. W kwietniu 1873 roku przyjął" on posadę u dra Wilsona i od tego czasu pełnił funkcję kierownika drogerii przy Leonard Street 166!g. W kieszeni zmarłego znaleziono list pisany po polsku, widocznie do przyjaciela, który podajemy poniżej w tłumaczeniu: Kochany Antoni. Nowy Jork, 22 listopada Już od bardzo dawna nie miałem żadnej wiadomości od Ciebie. Piszę dziś ten list z prośbą o odpowiedź: co się stało? Pracuję obecnie w drogerii, lecz chciałbym wiedzieć, czy Tobie powodzi się lepiej. Tutaj nie mam żadnych widoków na poprawę syutacji. Napisz co robisz obecnie i jak prosperuje Twoje przedsiębiorstwo? Chciałbym wrócić do ojczyzny, do domu i tam zakończyć życie. Przesyłam Ci mój adres. M. Siellawa iso Orygialny tekst — patrz: "Nautologia". 1/1966, s. 76.
Atrakcje nad morzem, latarnia morska, morze