Wczasy

wczasy, wakacje, urlop

Jerzy Bolszewski cz 2

02 sierpień 2012r.

Przed sądem wejherowskim w 1691 r. toczył się proces: między spadkobiercami Karola Jancy z Wielkiego Warzna a Dawidem Myliuszem z Gdańska. Z aktu oskarżenia wynika, że przed kilkunastu laty tenże Karol Janc luib Janca pożyczył jaikąś, dużą zapewne, kwotę pieniędzy. Procenty od pożyczonej sumy miał płacić sumiennie do swojej śmierci. Po jego zgonie Myliuszowie ojciec z synem upomnieli się o zwrot długu od wdowy, a nie uzyskawszy niczego najechali zbrojnie dom i wyrzucili ją ze wsi. Wioszczyna była niewielka, majątek także szczupły, chociaż stał tam "dwór" wedle słów oskarżycieli. Prawdziwa wartość i bogactwo tej posiadłości polegało na lasach do niej przynależnych. Otóż Łebiński w imieniu Jancowej oskarżył Myliuszów o pustoszenie lasów: "(...) poniechawszy zasiew-ków zwyczajnych udali się do łasa, na wiertle wycinać [dali] co rok po kilkadziesiąt, dalej furami przedawali do Gdańska, wywozili, popioły palić dali, lubo dalece, że wszystek naprzedniiejszy las wcale znieśli i wycięli". Słusznie też chyba zauważono, że "to jest najprzedniejszy klejnot majętności las blisko Gdańska mieć, jako ten był za półtrzeciej mile". Zarzucano także Dawidowi Myliuszowi, że "rowy we wszystkich łąkach, gdzie przed tym kopane i dobyte były dla większego urodzaju trawy i lepszego zbierania, za Myliuszów pozaciekali i zrujnowali się". Zarzuty te świadkowie w pełni potwierdzili i można wierzyć, że nowym właścicielom, czy tylko użytkownikom, na gospodarce rolnej nie zależało. Wdowa i jej spadkobiercy mieli też utrudnione dochodzenie swych praw, bo wszystkie kwity i zapisy po śmierci Jancy oni zabrali i prawdopodobnie zniszczyli. Na czym się proces zakończył, niestety nie wiemy, na pewno został skierowany do wyższej instancji i... dla nas nie jest to do zbadania. Wśród oskarżeń, jakie kierowano pod adresem Myliuszów, jedno jest specjalnie interesujące, bo dbtyczy spraw obyczajowych: "Tenże Myliusz — czytamy w akcie oskarżenia — teraźniejszy possesor w tej Warznie Wielkiej wielkie zgorszenie katolikom i ludziom postronnym czyni przez cudzołóstwo, wszeteczeństwa, którne z poddanemi tamecznemi i różnemi białogłowami robi. Co wszystkim ludziom postronnym niedalekim wiadomo i dlatego ta majętność tak mu smakuje, że mu to uchodzi, boby mu we Gdańsku tego niecierpiano i jakby surowie, jak prawo każe karano, tak u Officjała, jako i u burgrabiego królewskiego." Jeden z zacietrzewionych świadków zeznał nawet, że "siedem kucharek pamięta, co były u niego w takim życiu i teraz dotychczas z dwiema mężatkami żyje". Rzecz charakterystyczna, że zeznania powyższe składali chłopi, szlachta na ten punkt nie odpowiadała. Zajazdy robili nie tylko gdańszczanie. W 1681 r. Franciszek Grąbczewski, Jędrzej Owidzki i Poniatowski z Banina najechali nocą na dwór w Bojanie "z gromadą ludzi swawolnych i luźniarzow" i zabrali papiery zmarłego Wolskiego. Przyczyną zajazdu były sprawy spadkowe. W tymże roku skarżył się woźny sądowy Michał Durowski, że został poraniony na publicznej drodze, kiedy wracał z żoną do mieszkania w Małym Gowinie, przez Michała Ustarbowskiego z Ustar-bowa i braci Michała i Jakuba Gowińskich, szwagrów Ustarbowskiego. Świadkowie stwierdzili rany cięte na boku, na głowie i na rękach. Była to niewątpliwie zemsta za przynoszenie pozwów sądowych. Za poszkodowanym ujęła się sama dziedziczka dóbr wejhero-wskieh Katarzyna z Sobieskich Radziwiłłowa, podkanclerzyna i hetmanowa wielka litewska. Ustarbowscy zapłacili nawiązkę (odszkodowanie za rany). Trudno było w tamtych czasach o zachowanie tajemnicy korespondencji. Znany nam Jerzy Bolszewski nie wahał się list niejakiego Kyperkrona (Kuyperkron P. — rezydent szwedzki w Gdańsku) adresowany do Am Endy otworzyć i przeczytać.

ocena 3,7/5 (na podstawie 16 ocen)

wczasy, Wejherowo, Pomorze